wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 2-Namiot armii Bellatores

  Długo jeszcze jechaliśmy. Karim też chyba zaczynał odczuwać skutki nudy i kłopotliwej ciszy, więc rzucał czasem jakiś żart. Ja śmiałam się jak głupia, ale Wolf odpowiadał tylko zmierzłym "patrz na drogę". W obolałej głowie roiło się od pytań. Ukradkiem patrzyłam na Wolfa, chciałam bardziej mu się przyglądnąć, jednak zawsze czujny odwracał się momentalnie do mnie i rzucał mi bystre spojrzenie swoimi czarnymi jak noc oczami. Wzięłam się wreszcie na odwagę i cicho zapytałam:

-A gdzie dokładniej jest ten namiot?

Mężczyzna obok mnie otwierał już usta, kiedy odezwał się chłopak.

-W portalu, już niedaleko. Wjedziemy tylko w to pole...-mówi jak nakręcony

-W pole?-unoszę brwi-Jaki portal? To jakaś droga?

-To jest przejście do Namiotu-tłumaczy mi wyraźnie zażenowany niedokładną odpowiedzią Karima Wolf-Widzą je tylko wojownicy Bellatores...

-Czyli my!-krzyczy uradowany chłopak unosząc ręce do góry, a samochód gwałtownie skręca w prawo-Ups...

Wolf unosi wymownie oczy do góry.

-Tak, my...

-A co ze mną?-pytam zaniepokojona-Przecież nie jestem wojownikiem.

-Ale zostaniesz-uśmiecha się lekko i kładzie mi rękę na ramieniu-A poza tym...jesteś kimś o wiele ważniejszym od nas.

Przez chwilę wpatruję się w swoje kolana i zastanawiam, jak mogę być kimś ważniejszym wśród dwóch silnych mężczyzn, którzy wiedzą  o wiele więcej niż ja, jeśli chodzi o ten świat, którego nie znałam, a jak okazuje się jestem do niego bardzo przywiązana. Przez tyle lat żyłam w cieniu przeciętności, jako szara, nieśmiała dziewczyna, która nie potrafi patrzeć w oczy, a dziś, w samochodzie dowiaduję się, że jestem kimś ważnym.

-Mam ci to wytłumaczyć?-pyta Wolf widząc moje zakłopotanie. Kiwam głową.-Mówiłem ci, że jest jeden czarnoksiężnik. Jest też jeden mag. Ten mag, to Vegard, dowodzi nami.

-Jest bardzo stary-wtrąca Karim

-Karim...-mówi błagalnym tonem mężczyzna-Żeby ci odpowiedzieć, muszę cię znów o coś zapytać-unoszę brwi-Co z twoim ojcem?

Spuszczam wzrok. Nie spodziewałam się tego, ale nie zamierzam kłamać, skoro to ma mi pomóc w poznaniu, kim na prawdę jestem.

-Popełnił samobójstwo...skoczył z okna.-cedzę przez zaciśnięte zęby-Miałam wtedy 12 lat. Zawsze był trochę dziwny, strachliwy, tak jak ja. Mama mi mówiła, że miał depresję...-walczę z przeźroczystą mgiełką, która przysłania mi obraz-Umarł. Zostawił nas same. Stchórzył-ocieram po kryjomu łzę spływającą mi powoli po twarzy.

Zapanowała dziwna, toksyczna cisza. W sumie pomaga mi to się trochę uspokoić, przynajmniej nikt nie użala się nade mną. Karim zatrzymuje samochód i odwraca się do mnie.

-Lena, twój ojciec...był magiem. Nie radził sobie z tą myślą-mówi spokojnie, a uśmiech na jego twarzy wybladł-Ożenił się z twoją mamą, zwykłym człowiekiem. Wiesz, co to znaczy?

-Jestem pół na pół, tak?-pytam z wyrzutem, nawet nie wiem czemu.

Karim wyciąga z kieszeni owiniętą niedbale czekoladę.

-Masz, zjedz. Wytwór samego Vegarda-puszcza do mnie oko. Biorę kawałek do ust i delektuję się smakiem delikatnej, pralinowej czekolady. Jest przepyszna.-Uwielbia słodycze...ta czekolada poprawia humor, ale mam też taką, co powoduje przeczyszczenie. Trzymam ją na specjalną okazję dla Wolfa-oboje się śmiejemy, a Wolf czochra chłopaka po jego czuprynie.

-Wysiadamy dzieciaki-odzywa się mężczyzna-Lena, dasz sobie radę?

-Jasne-odpowiadam krótko i wysiadam z auta starając się nie pokazywać, że wszystko mnie boli.Podpieram się o samochód i rozglądam się dookoła.

Stoimy na środku wielkiego terenu, jakiegoś pola. Na horyzoncie widać tylko pojedyncze, samotne drzewa. Pod stopami mam brązową ziemię, która daje po sobie znać charakterystycznym, świeżym zapachem. Hula nieprzyjemny, gwiżdżący wiatr i jest dość pochmurno. Odwracam się w stronę moich towarzyszy. Chodzą ze spuszczonymi głowami wyraźnie czegoś wypatrując.Teraz widzę dokładnie, w co są ubrani. Mają bardzo podobne do siebie, brązowawe i zielone płaszcze i czarne buty wojskowe, coś w deseń glanów oraz luźne spodnie moro. Dodatkowo na plecach zawieszone są kołczany napchane strzałami.  Karim podnosi głowę i woła Wolfa, chyba coś znalazł. Podchodzę do nich powoli.

-Widzisz?-zwraca się do mnie chłopak-To jest portal.-wskazuje na około metrowy dołek, który został nie bardzo starannie wykopany-Teraz tylko wejść...

Mrużę oczy. Jak przedostaniemy się przez jakiś dołek? Widząc moje zdziwienie, nastolatek bierze mnie za rękę. Szybko ją jednak odsuwam. Dziwnie się poczułam, przecież prawie go nie znam, a on chce chodzić ze mną za rękę.

-Zaufaj mi-mówi z serdecznym uśmiechem i ponownie chwyta moją dłoń, tym razem nie protestuję.

Podchodzimy do dołka. Karim wyciąga płynnym ruchem strzałę z kołczanu i rysuje nią na wilgotnej ziemi coś na kształt rombu, w środku mały kwadrat. Figury przecina dwoma liniami. Patrzę ukradkiem na Wolfa. W rękach trzyma drewniany  łuk i rozgląda się niespokojnie. Widocznie boi się ataku od tyłu.

Znów odwracam się w stronę dołka. Nieoczekiwanie ruszył się. Kolejny raz. Nagle rozstępuje się ziemia obok dołka. Długość rozwarcia określam na jakieś dwa metry. Z podłużnej dziury wydobywa się blade, fioletowe światło. Chłopak patrzy na mnie figlarnie.

-No chyba nie...-zaczynam, domyślając się, co zaraz zrobimy

-Wolf, pójdziesz za nami?-mężczyzna odpowiada mu niespokojnym "mmm"-To uważaj. Na trzy skaczemy. Raz, dwa-wylicza szybko-Trzy!

Skacze w dziurę, a jednocześnie ciągnie mnie za sobą i wpadam za nim do podłużnej, ale dość szerokiej szczeliny. Lecę w dół przez ziemisty tunel, widzę rozmazane korzenie i ziemię. Prędkość odbiera mi oddech, więc próba krzyku kończy się niepowodzeniem. Pode mną spada rozbawiony Karim i wesoło wymachuje rękami. Za nim widzę sporą ilość białego światła układającą się w koło. Koniec tunelu. Jakim cudem pod ziemią jest światło? Nie mam czasu na myślenie o tym. Światło staje się coraz większe i większe...chłopak znika niespodziewanie. Bezwładnie wpadam w blask i przez chwilę nic się nie dzieje, widzę tylko oślepiającą biel. Mrugam parę razy oczami i orientuję się, że leżę kilka cali nad ziemią! Staram się podnieść, ale wtedy upadam tyłkiem na grunt. Rozglądam się za Karimem. Chłopak stoi wśród wysokich drzew i bujnej roślinności. Moje nozdrza wychwytują zapach wilgoci, lasu. Dźwigam się na nogi i dokładniej oglądam okolicę. Można powiedzieć, że jest tu na prawdę pięknie. Ni stąd, ni zowąd pojawia się obok mnie Wolf, lądując na brzuchu. Gdy podnosi się chwiejnie, widzę, że ma zniesmaczoną minę i tak jak mi, nie przypadł mu do gustu ten sposób podróży.

-Ostatni raz wybierasz portal-zwraca się wściekły do ryczącego ze śmiechu nastolatka.

Mija jeszcze chwila, kiedy mężczyzna otrzepuje się z ziemi, a ja podziwiam dżunglę, myśląc, co ja tu robię i jak się tu przedostałam przez...dziurę w ziemi. Mimo to krajobraz jest tak piękny, a sytuacja tak ciekawa, że nie zamierzam zaśmiecać sobie tym głowy. Czekam, co dziwnego wydarzy się dalej. Na mojej twarzy jest szeroki uśmiech.  Ha, ciekawe co zrobiłyby te wszystkie puste dziewczyny ze szkoły, gdyby widziały mnie tu. Nie jestem jednak dumna z tego, co działo się przed tym, jak poznałam moich towarzyszy. Zastanawiam się, czy to na pewno ja powinnam tu być? A może to żałosna pomyłka? Nie chciałabym, aby tak się wydarzyło. Przez krótką jazdę samochodem bardzo polubiłam Wolfa i Karima. Są poniekąd dziwni i nie mówią realnych rzeczy,ale to wszystko wydaje się takie prawdziwe.

Z zamyślenia wyrywa mnie chrząknięcie Karima.

-Możemy iść?

-Oczywiście.-odpowiadam trochę zawstydzona.

Ruszam za chłopakiem, a tuż za mną podąża Wolf. Czuję się osaczona, ale dość bezpieczna. Przez głowę przepływa mi myśl, że jestem niczym jakaś znana gwiazda, a to są moi ochroniarze. Idziemy wąską wydeptaną już wcześniej ścieżką mijając wysokie i bujne drzewa i krzewy. Doszliśmy do kurtyny lian. Karim odwraca się do mnie, a ja widzę błysk w jego zielonych oczach. Ruchem ręki odsłania rośliny, a moim oczom ukazuje się coś w rodzaju ogromnego, szarego namiotu. Stoi wśród wysokich traw, pewnie dla kamuflażu. Jest przytwierdzony mocnymi sznurkami do niewidocznej gleby. Jest na prawdę duży, myślę, że spokojnie zmieściłyby się w nim cztery autobusy. Podchodzimy do wąskiego wejścia namiotu. Nastolatek rozpina je i eleganckim ruchem zaprasza mnie do środka. Nieśmiało wchodzę do namiotu. Panuje tu metaliczny wygląd. Podłoga i ściany wyłożone są płaskimi, stalowymi płytami, co bardzo mnie dziwi, bo spodziewałam się raczej polowego, spartańskiego wyglądu. Obok mnie znajduje się ciąg wieszaków z podpisami, który jest czyj, a pod nim kilkanaście par wojskowych butów, takich jak mają moi towarzysze. Patrzę w głąb namiotu. Dalej jest tam metalicznie, ale trochę bardziej przytulnie. Widzę ceglany kominek (już nawet nie chcę myśleć, gdzie ma komin), dużą sofę obok niego. Na środku stoi długi, drewniany stół z dużą ilością krzeseł. Wytężam wzrok i dostrzegam kilka kurtynek, to chyba przejścia do pokoi. Panuje tu przyjemny zapach świeżego drewna. Zastanawia mnie kto tu mieszka, bo nie wierzę, że z tylu wieszaków i takiego dużego stołu korzystają tylko Wolf i Karim.

-Ściągnij kurtkę-poleca mi Wolf, który sam po chwili ściąga swój płaszcz zostając w czarnej koszulce z krótkim rękawem. Powoli zsuwam nakrycie z ramion. Wskakuje przede mnie Karim  prosząc o moją kurtkę i zawiesza ją na samotnym wieszaku bez podpisu. Czuję się trochę nieswojo, jednak to uczucie szybko mija, bo kompani wprowadzają mnie w głąb namiotu. Dokładniej widzę stół, sofę, kominek i dochodzą do tego jeszcze półki zapełnione bronią oraz książkami. Po prawej jest przejście do innego pomieszczenia, w którym zauważam kuchenkę, lodówkę oraz niewielki blat. Stoi tu dwóch chłopaków i jedna dziewczyna. Są starsi ode mnie, mają może po 20 lat. Dziewczyna jest wysoką blondynką, a jej dwóch kolegów jest dobrze zbudowanych i widać na ich twarzach lekki zarost. Odwracają się ku nas, a ich wzrok kieruje się prosto na mnie. Spodziewam się pytania "co to za dzieciak?", jednak ich reakcja jest zupełnie inna. Wpatrują się jeszcze we mnie jak w obrazek, gdy zaczyna dziewczyna:

-To ty. Ty jesteś Lena Forest-mówi z szeroko otwartymi oczami i miną, która nic nie wyraża. Czuję, że się czerwienię. Patrzę zakłopotana na Wolfa, na szczęście chyba zrozumiał, w jakiej niezręczniej jestem sytuacji.

-Tak, Linda, to jest Lena. Fabio, Franek, mam powtórzyć? Proszę, nie patrzcie się tak. Wiem że to dla was zaskoczenie, ale przyjmijmy ją normalnie.

Kiwają powoli głowami i podchodzą szybkim krokiem do mnie. Przedstawiają się i podają mi ręce, a ja znów czuję się jak gwiazda. Wstydliwie uśmiecham się do nich, nadal nie rozumiejąc, co jest we mnie takiego, że odbiera im głos.

-Idźcie do siebie-nakazuje Wolf-I kolejny raz widzę jak chcecie zwędzić jedzenie...

Ze spuszczonymi głowami przechodzą przez kurtynki do swojego pokoju, jak myślę.

-Czemu oni tak się na mnie patrzą?-pytam towarzyszy, jednak w tej chwili z pomieszczenia po lewej wyłania się  pucołowata, starsza kobieta i klaszcze w dłonie wyraźnie uradowana.

-Lena! Lena Forest! Chodźcie tutaj, sami zobaczycie-krzyczy i uśmiecha się szeroko. Z sąsiednich zasłonek wyłania się kilka kobiet, w tym parę młodych i kilku mężczyzn, też w różnym wieku. Stoją wokoło mnie i kręcą głową z niedowierzaniem. Niektórzy wciąż powtarzają moje imię.
________________________________________________________

Okej, jest drugi rozdział. Trochę zniechęciłam się małą ilością komentarzy pod pierwszym rozdziałem, ale nie poddaję się i oczekuję na waszą reakcję.
KOMENTUJCIE proszę! :)



6 komentarzy:

  1. no ten rozdział nie wiem czemu podobał mi się bardziej od poprzedniego choć było mniej akcji ;p tak trzymaj i nie zrazaj się małą liczba komentarzy ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. wow C: cudo, baaaaaaaaardzo mi się podoba :3 czekam na następny *-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba. :) Tylko ja jestem zwolenniczką zwykłych książek a nie takich na komputerze.... W każdym razie nie zrażaj się i pisz dalej bo zapowiada się fajnie. Powodzenia.....:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następny rozdział ?? Nie mogę sie doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A kiedy będzie kolejna część..? Już od dłuższego czasu wchodzę, a tu wciąż to samo.. SZKODA bo kiedyś ( jeżeli oczywiście wciąż tego nie będzie) znudzi mi się to sprawdzanie

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko, jak ja tu dawno nie wchodziłam :O a powinnam była. Musiałam gdzieś zagubić link :/ historia baaardzo mi się podoba, jestem pod wrażeniem :D Chetnie poczytam dalej :)
    PS: Jakbys miała ochote wpadnij do mnie :D -> http://before-you-fall-down.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń